ksiądz Adolph Moepert
…o proboszczu kościoła rzymskokatolickiego w Kątach, p.w. św. Apostołów Piotra i Pawła słów kilka.
Między prezbiterium kąckiej fary a plebanią jest kilka starych grobowców, pośród których jeden wyróżnia się skromnym wyglądem. Jest to miejsce spoczynku ostatniego niemieckiego proboszcza kąckiej parafii, ks. Adolfa Moeperta, który postępując zgodnie ze swoimi przekonaniami, broniąc cudzego życia, poniósł śmierć. Wiadomo, że urodził się 10 lutego 1882 r. niedaleko Środy Śląskiej. Święcenia kapłańskie przyjął 22 czerwca 1908 r. we Wrocławiu. Po krótkim okresie posługi duszpasterskiej na Śląsku został przeniesiony do Świnoujścia. Prawdopodobnie znał język polski, bowiem przed każdym przybyłym tam nowym kapłanem stawiano jedno, ale bardzo ważne zadanie – dobrą znajomość języka polskiego. W tamtejszych parafiach był to wymóg podyktowany dużą ilością wiernych polskiego pochodzenia, dla których w czasie nabożeństw głoszono kazania w ojczystym języku. W 1927 r. na uniwersytecie w Greifswaldzie otrzymał promocję doktorską z filozofii. W Świnoujściu zapamiętano go nie tylko jako dobrego wikariusza, a następnie proboszcza, lecz również jako sprawnego organizatora życia parafialnego. Pierwsze artykuły poświęcone tematyce historycznej zaczął pisać będąc jeszcze wikarym, jednak zasadniczą część swojego dorobku opublikował będąc już kąckim proboszczem1. Ich głównym tematem jest historiografia kościoła katolickiego na Śląsku: od fundacji klasztoru na Ślęży przez Piotra Własta, poprzez badanie nazw miejscowości, opisanie pierwszych niemieckich wsi i klasztorów wokół Wrocławia, po początki dziejów miasta Kąty. Jego publikacje do dzisiaj stanowią ważny materiał bazowy dla historyków.
28 listopada 1928 r. objął kącką parafię, w której funkcję proboszcza sprawował aż do tragicznej śmierci. W tym czasie również kątczanie poznali jego zdolności organizacyjne, dzięki którym między innymi założono w kościele ogrzewanie gazowe, wybudowano kostnicę i dom grabarza. 17 luty 1945 r.- to tego dnia został zabity przez Rosjanina, w chwili gdy próbował pośpieszyć na pomoc siostrom zakonnym2 , które nagminnie były zaczepiane przez pijanych rosyjskich żołnierzy. Pamięć o nim i jego śmierci wśród byłych parafian jest żywa do dzisiaj.
Jego kuzynka opowiada:
„…gdy Rosjanie się zbliżali, mój kuzyn został poproszony przez burmistrza miasta, ażeby zwrócić uwagę ludności na to, że należy opuścić miasto. Ponieważ jednak duża część wiernych pozostała w dalszym ciągu, to został również mój kuzyn. Planował opuścić miasto na końcu wraz z siostrami zakonnymi. Do tego jednak nie doszło, gdyż Rosjanie zbliżali się szybciej niż sądziliśmy. Wkroczyli do miasta pod wieczór, 9 lutego 1945 r. 12 lutego w plebanii pojawił się Rosjanin, który zachowywał się tak podle, że mój kuzyn stwierdził, iż nie możemy już dłużej pozostawać sami w domu. Udaliśmy się więc do znanej rodziny kupieckiej, gdzie znajdowało się wielu innych członków naszej wspólnoty. Jednak i tam nie było bezpiecznie, bo zachowanie Rosjan było coraz gorsze. 16 lutego kuzyn powiedział mi, że nie ma ochoty pozostawać tu dłużej i idzie do sióstr, do schronu przeciwlotniczego3. Poszliśmy więc razem z nim. 17 lutego, wcześnie rano, proboszcz powiedział do nas, którzy pozostawaliśmy w schronie, że uda się teraz do kościoła, aby sprawować mszę świętą i jeśli ktoś chce przyjąć komunię, to może przyjść. Oczywiście nie wiedzieliśmy, czy to nie była ostatnia msza. Po jej odprawieniu zaniósł jeszcze komunię świętą do pewnej chorej, która znajdowała się w schronie. Po śniadaniu opuściłam dom, w którym zamieszkiwały siostry, ażeby zaprowadzić trochę porządku na plebani, gdyż proboszcz chciał tam zajść po południu. Około godziny czwartej przyszła do mnie kobieta ze wspólnoty i powiedziała że proboszcz zachorował. Gdy zapytałam co się stało, odpowiedziała że strzelał do niego Rosjanin. Natychmiast udałam się do domu sióstr zakonnych. W długim korytarzu przed schronem przeciwlotniczym na leżaku, ubrany w płaszcz, leżał mój szanowny kuzyn. Stracił już świadomość i od razu zrozumiałam, że tutaj nie można już wiele pomóc. Około godziny piątej zmarł. Między siostrami i wszystkimi, którzy jeszcze tam byli, zapanowało wielkie wzburzenie z powodu uczynku tego pijanego Rosjanina. Nikt nie mógł niestety pomóc umierającemu. Każdy musiał myśleć o swoim własnym bezpieczeństwie. Samotny i opuszczony umierał tam w korytarzu. Od mojej siostrzenicy i siostry zakonnej która przebywała w kuchni, dowiedziałam się następującej rzeczy: około godziny trzeciej proboszcz udał się do niej ażeby napić się ciepłej kawy. W międzyczasie pijany Rosjanin wszedł do budynku. Mówiąca po polsku zakonnica zaczęła z nim pertraktować. On jednak wszystkie siostry ustawił pod ścianą i chciał strzelać do tej mówiącej po polsku. Ta jednak zakrzyknęła: „Mój Jezu, litości !” Gdy kuzyn to usłyszał, powiedział do siostry z kuchni: „Muszę przecież zobaczyć co się stało”. Siostra prosiła go, żeby tam nie szedł, jednak on wybiegł. Gdy Rosjanin go zobaczył jak schodzi po schodach, to strzelił do niego. Moja siostrzenica, która była w schronie przeciwlotniczym i usłyszała huk, pomyślała że to był strzał przeznaczony dla zakonnicy. Zmarłego pochowano dnia 20 lutego 1945 r.o szóstej rano, w byłym grobowcu należącym do księży, z tyłu za kościołem przed wejściem do ogrodu proboszczostwa.”
Wydarzenie to nie było czymś wyjątkowym w tamtym czasie: w Świdnicy Polskiej 12.02.1945 został zabity ksiądz Josef Spitter, a podobna historia z innego archiprezbiteratu została opisana tutaj .
Opis jego śmierci został opublikowany w książce „Vom Sterben Schlesischer Priester 1945/46” wydanej w 1950 r. Na podstawie tłumaczenia M.G. i mat. otrzymanych od ks. M.Koguta opr. Jerzy Grenda
1 Cztery art. napisał będąc jeszcze na Pomorzu, a ok. 21 prac (w tym kilka monografii) opublikował będąc już proboszczem w Kątach.
2Zakon Szarych Sióstr świętej Elżbiety
3 Prawdopodobnie mowa tu o budynku szpitalnym sióstr zakonnych, w którym po wojnie była Szkoła Podstawowa nr 1.