„Zatrzymać w sercu i przetworzyć znowu
Na nowy rzeczy początek…”
Alina Romana Jabłońska
Doktora Rutkowskiego pamięta tu już niewielu. Urodzony w 1905 r. był w pierwszych latach po wojnie, jedynym lekarzem w naszej gminie. Wkrótce na ceglanym murze Domu Dziecka umieszczona zostanie pamiątkowa tablica.
Czesława Matejo, przewodnicząca osiedla nr 2
–To były pierwsze lata tutaj (po wojnie).On zaczął pracę w Domu Dziecka. Tam powstał na krótko oddział szpitalny, bo mój ojciec był tam leczony. Jeszcze była taka siostra zakonna. Sprzed wojny została! Autochtonka, Hedwig. Mówiliśmy- Jadwiga.
Ona pomagała mu w opatrunkach. Opatrywała mnie i mojego brata. Byliśmy owrzodzeni. Obgolili nas, smarowali, i obwijali bandażami. Z niedożywienia to mieliśmy.
-A mój ojciec był przestrzelony. Był 9 -krotnie ranny na wojnie. Jedna kula przeleciała 2mm na sercem i wyleciała tu, bokiem. Ropa mu ciekła do tego czasu, aż Rutkowski dostał penicylinę /pierwszą chyba z UNRY z Ameryki/.Wtedy dopiero przestała ta ropa cieknąć. To, i tak cudem! Ojciec miał serce przesunięte! Jeżeli ktoś ze wsi zachorował, to wsiadali na furmankę i jechać po lekarza. Nie było telefonów, samochodów.
-Kto by jeszcze mógł coś pamiętać?…
Jan Cisło, przewodnik w Regionalnej Izbie Pamięci, Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Kąckiej
–Ja go pamiętam tu, na Staszica. U Elżbietanek. Chociaż z Domu Dziecka też coś pamiętam ,tam do przedszkola chodziłem. To był jedyny doktor powojenny w Kątach. Zakonnice tam jeszcze pomagały zastrzyki robić, i tak dalej. To końcówka lat 40..On po obozie, bo lekarzem był w obozie. Sterany życiem był, ale był taki oddany chorym. Bezgranicznie!
Znam przypadek, że do ojca miał przyjść, bo ojciec był chory. Była zamówiona wizyta. Kilka godzin nie ma go, bo zima ciężka. Gdzieś około 21. zjawia się taki zaśnieżony” bałwan”! A on miał chorych w Stoszycach. Można powiedzieć, to 6,7 kilometrów szedł na piechotę, przy tej zawiei. I wracał stamtąd. Czasem, jak wypisał leki była rozpacz, za co wykupić. To on dawał pieniądze na to!
– No, i przyszedł do ojca przemarznięty. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Później były grypy ,takie na okrągło. To on jeden miał kosmiczny problem, żeby dać radę.
Leszek Bogucki -Powiatowy Klub Seniora
–Ten pierwszy dom, tutaj obok, tu gdzie Sielscy mieszkają, to była przychodnia. Tu przychodziłem. Bardzo fajny człowiek, niewielki. Miał Moskwicza!
Jeździł Moskwiczem. To jakieś lata 60. W tamtym czasie to samochody tak nie jeździły jak dzisiaj. Jak jeden przejechał, to się okazało, że to Rutkowski jedzie! jeździł powoli i chodził też powoli.
MOSKWICZ -samochód przystosowany do rosyjskich zim. Prymitywna konstrukcja i jakość wykonania – dzisiaj temat żartów, ale ponad pół wieku temu…
Bogusłąw Reczek -Powiatowy Klub Seniora
– Też pamiętam doktora Rutkowskiego, bo korzystaliśmy z jego fachowej porady nie raz. Jeszcze Przyborowski tu mieszkał, w Rynku, to prześwietlenia się u niego robiło. Ale Rutkowski był, jak to się mówi „dobra dusza”, bo nawet jak niedziela, ktoś zachorował /nie było telefonu/, no jak się do niego podeszło, to przyjechał. Tym swoim Moskwiczem przyjechał. Taki kawa z mlekiem. To już tyle lat…
Stanisława Moczkodan -Powiatowy Klub Seniora
-Ja, jako dziecko, pamiętam zostałam pogryziona przez psa. Może miałam 8, może 9 lat…Czyli to były lata 56,57? Zostałam przywieziona tu, do tego budynku. Przy ulicy była przychodnia. A może ośrodek zdrowia? Nie wiem.
Tylko kojarzę tego pana doktora. No niewysoki taki pan. Miał ciemne włosy i opatrywał mi te rany. Był taki bezpośredni! Rany zostały zabliźnione. To był duży pies, wilczur. Gdzieś jechałam rowerem i mnie przewrócił. Rzucił się na mnie! Leżałam buzią do ziemi. Tak, że tu mi powyrywał z uda.
Antoni Kopeć – wieloletni burmistrz – Historia Kątów Wrocławskich
W lecie 1945 r. wybucha epidemia tyfusu brzusznego, zwłaszcza u ludności niemieckiej powracającej z frontu. Rozprzestrzenianiu się skutkom choroby zapobiega dr Bronisław Rutkowski. Zostaje utworzony prowizoryczny szpital na 170 łóżek.
Maria Cymerman -Powiatowy Klub Seniora
–Mój tato, jak chorował, to on nigdy nikogo nie uznawał, tylko doktora Rutkowskiego! Często po niego wzywali. Bardzo przyjazny był. Nawet z wnukami przyjeżdżał do nas. To były lata 58, 59? Ja znam doktora od 8. roku mojego życia.
Jak byłam u pierwszej komunii, to był u nas na przyjęciu też w domu. Ten człowiek nigdy nie miał nerwów. Tak podchodził do życia. Jak moi chłopcy już popalali papierosy to mówił: „wiesz ja nie poskarżę się tacie, ale muszę powiedzieć to, że nie pal tych papierosów!” Tak trochę pouczał.
-Pamiętam takie jego powiedzonko-„a niech tam”
Na jedno oko nie widział. Akurat moja swatowa, bo przez drogę, to żyła w wielkiej przyjaźni z nimi. Ale do nas przyjeżdżał zawsze sam.
Głosy z sali – A ta tablica to będzie tu umieszczona? A jakaś książeczka będzie?
Maria Cymerman:
– Niechętnie mówił o pobycie w obozach.” A po co to to wspominać”
Był katolikiem.
Mnie się wydaje, że ja już miałam Adama, jak on umarł…Może się mylę. Chyba 68 r.? Ja po udarze jestem. Na pewno kiedyś znałam bliższą historię pana doktora. Jak coś potrzebował, to tata tam załatwiał. Zawsze przyjeżdżał do nas po masło, po śmietanę ,to mleko ze wsi. Zawsze był goszczony u nas. To były czasy, że nikt przed nikim niczego nie zamykał. Ktoś potrzebował młotek, przyszedł, wziął młotek, siekierę, brał siekierę.
-Myśmy na niego mówili „wujek”, bo taki był bardzo przyjazny! On nie czekał, że ktoś do niego przyjdzie do domu, tylko przychodził.
W 1960 roku na Rynku w Kątach Wrocławskich staje pomnik generała Karola Świerczewskiego ./Historia Kątów Wrocławskich/.Z prawej strony tablica z napisem-„Gen. Walterowi w 15. rocznicę wyzwolenia Dolnego Śląska -społeczeństwo powiatu wrocławskiego.” /Miasto i Gmina Kąty Wr./
Elżbieta Majcher -Powiatowy Klub Seniora
–Co mi się kojarzy. Były gdzieś 60. lata. Ja się urodziłam w 1951tak, że pamiętam. No, leczył moją mamę. Ona miała chory woreczek żółciowy, bez przerwy ataki ją łapały. Długo chorowała. Za czym poszła na operację, to piła te różne oleje, nie oleje, żeby te kamienie schodziły.
Przychodził do domu na wizyty i był bardzo sympatyczny! No, fajny doktor, taki lekarz z prawdziwego powołania. Parę lat przychodził!
Później przychodził do mnie. Miałam kłopoty z uszami, miałam przewianie. Po tym przewianiu buzia się nie zamykała -tak miałam stawy załatwione! Musiałam mieć operację. Po tej operacji jest tak jak jest…W Warszawie miałam operację. Coś mi tam usunęli. Doktor dawał mi skierowania na prześwietlenia, nie-prześwietlenia. Kiedyś nie było tak jak teraz-Przyborowski miał rentgen w Rynku.
-Ze mną o czasach wojennych nigdy nie rozmawiał. może z moim ojcem, mamą.
Prędzej z ojcem. Mój ojciec w czasie wojny był szewcem. Robił oficerki dla AK-owców. Koło Buska Zdroju-to były Jędrusie. No, później, po wojnie tu przyjechali rodzice. Czasem coś wspominali. Doktor i kielicha czasem rąbnął /śmiech/.
Czesława Matejo:
–Słuchaj, Pani Kopydłowska-to jest krewna Rutowskiego, ona mi powiedziała, w jaki sposób zmarł doktor.
-To było 30. sierpnia. Było bardzo upalnie. On jeszcze pracował wtedy. Miał chorą kobietę, do której wezwał pogotowie. Ona miała z sercem kłopoty. Bardzo się denerwował, że pogotowie tak długo nie przyjeżdżało. On ileś tam razy dzwonił, że czeka i czeka. Że to jest pilna sprawa. W końcu pogotowie przyjechało i zabrali tę kobietę do szpitala. On przyszedł do domu. Żona dała mu obiad. W tym momencie zaczął jeść i przewrócił się. Zawału dostał! Żona zadzwoniła po pogotowie. Ta mówi: „przecież Rutkowski dopiero, co dzwonił! Wysłaliśmy!”
-„ale tu chodzi ..o niego!
– Nie dowieźli do Wrocławia-umarł w drodze.
Był wspaniały! Do babci mojej przyjeżdżał. Skromny. Nie był może taki otwarty jak Gniedziejkowa. Nie był taki, że gadał ze wszystkimi. Pomagał wszystkim, ale
nie miał takiej wylewności.
-W czasie wojny był w obozie, stracił oko.
Miał tylko córkę. Był bardzo dobry dla niej. Ona potem wyjechała do Ameryki. Jego żona, jak Rutkowski zmarł, została sama, to pojechała do tej córki.
Jest w Ameryce pochowana .A on tutaj na cmentarzu, po prawej stronie w pierwszym rzędzie. Wnuk Rutkowskiego studiował we Wrocławiu medycynę. Czasem tu przyjeżdżał. Teraz już jest bardzo chory. Tyle wiem.
Alicja Janiak, mieszkanka Kątów od urodzenia:
– Szkoda, że moja mama straciła pamięć .Ona dobrze pamiętała doktora.
Mogę powiedzieć tylko, że dr Rutkowski był przy moim porodzie…
Ja, z radością:
-Tylko? Dzięki, że jesteś!
Materiały zebrała i opisała: Hanna Jurowska-Kępa
Bronisław Rutkowski
Urodzony w Warszawie 30.10.1905 r. Studia medyczne ukończył na uczelni w Warszawie. Po studiach pracował w szpitalu im. Dzieciątka Jezus.
Podczas II wojny światowej został aresztowany i przywieziony transportem /2.12.1942r./ do KL Auschwitz jako więzień polityczny nr 79281. Został zatrudniony w szpitalu więźniarskim KL Auschwitz III Monowitz /Buna/. Do obozu Buchenwald przeniesiono go 26.01.1945 r. , nadając nr obozowy 122644.
Pod koniec wojny /1945r./ uciekł z obozu wraz z trzema towarzyszami niedoli. Do wyzwolenia ukrywał się na wsi pod Warszawą.
Na skutek pobytu w obozie doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu-stracił oko i zachorował na egzemę .Po zakończeniu wojny przyjechał na Ziemie Zachodnie. Osiadł w Kątach Wrocławskich w domu przy ul.1. maja 47
Organizował służbę zdrowia jako jedyny lekarz w Gminie Kąty Wrocławskie.
Dr Rutkowski zorganizował na krótki czas oddział szpitalny na terenie obecnego budynku Starostwa Powiatowego.
Zmarł 03.08.1969 r.
Nota dokumentalna dzięki Czesławie Matejo oraz
Sebastianowi Kotlarzowi /materiały z Muzeum Auschwitz –
Podstawa informacji:, wykazy transportów przybyłych do KL Auschwitz,
zbiór obozowych fotografii więźniów (zał., akta SS-Hygiene Institut, akta
szpitala więźniarskiego w podobozie Buna; akta KL Buchenwald z kolekcji
Arolsen Archives online.
Fotografia pochodzi ze zbiorów Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu