Moje wspomnienia z pracy wakacyjnej w latach 1958-1960 na polach PGR-u Gniechowice
Stare hasło oddawało temat akcji zbiorów zasianych plonów. Po skończeniu roku szkolnego w wieku 14 lat zatrudniłem się do prac polowych. Moim marzeniem był zakup prostego małoobrazkowego aparatu fotograficznego marki Smiena i zegarka Pobieda prod. rosyjskiej. Najpilniejszy był dla mnie aparat, kawał grosza na to poszło, kupowało się w komisach, gdzie turyści ze wschodu wstawiali towar. Na zegarek potrzebne były pieniądze uzyskane za dwutygodniową pracę w następnym roku. Tak drogich prezentów rodzice dzieciom nie robili. Nie wiem, czy ktoś obecnie zatrudniłby tak młodych ludzi do prac w rolnictwie.
Najpierw w końcu czerwca zbierało się ścięte żniwiarką siano dla bydła i koni na zimę. Praca trwała w tym okresie po 10 godzin z przerwą na obiad. Pracowałem na grabiarce konnej. Podobny egzemplarz spotkałem obecnie w zagrodzie edukacyjnej Jodłowy Młyn w Starym Dworze, niedaleko Brzegu Dolnego.
Siano dowoziło się wozami drabiniastymi do pomieszczeń nad stajniami i tam je gromadzono. Wcześniej podawane było ręcznie, jeden człowiek drugiemu. Następnie wprowadzono dmuchawy i z wozów wrzucano do leja dmuchawy, nikt nie musiał już pod dachem w gorącu i kurzu przebywać.
Po sianie często trzeba było kosić rzepak, lekko wilgotny, tu straty ziarna często były wysokie w transporcie i na pniu, rzepak strzelał. W suchym otwierały się łuski i ziarno wypadało. Wszystko musiało być odpowiedniej wilgotności, urządzeń pomiarowych nie było, tylko „mędrca szkiełko i oko”. Pamiętam, rzepak skoszony jeszcze tradycyjnie, snopki ustawione w kopki do wywiezienia, nadchodzi wiadomość będzie kombajn. Radość wielka, przed częścią zbierającą przywiązana płachta, którą podciągamy pod kopkę i widłami podajemy snopki do kombajnu. Co jakiś czas zgubione ziarno z płachty wytrząsamy do kombajnu.
Same żniwa; snopowiązałka wyrzucała snopki zboża, które trzeba było ustawiać w kopki do pełnego wysuszenia w rzędy pomiędzy, którymi można było zrobić podorywkę. Często zamiast wyschnąć zboże powtórnie zamokło i czas pozostawania na polu się wydłużał. Oprócz zbierania zboża pracowała w tym czasie też młocarnia, bo młode zboże po młynkowaniu i suszeniu (selekcja do siewu, na mąkę lub pasze) zaliczane było do odpowiedniej grupy. Magazyny zboża znajdowały się na poddaszu zabudowań gospodarczych, skąd oczyszczone wyselekcjonowane nadawało się sprzedaży.
W Gniechowicach do tej pory stoją pozostałości spichlerza, w którego piwnicach przechowywano ziemniaki, a wyżej zboże.
Jak było wilgotno, padał deszcz, to właśnie były prace na magazynie przy młynkowaniu zboża i szuflowaniu, by szybciej schło. Tu dorastająca młodzież szkolna się wykazywała. Wcześniej były młynki – wialnie ręczne na korbę, następnie już silnik elektryczny napędzał dmuchawę, gdzie oddzielały się resztki plew i przez odpowiednie ruchome sita segregowały.
W zbiorach Regionalnej Izby Pamięci w Kątach Wrocławskich posiadamy dwa takie drewniane młynki – wialnie na korbę. Jeden jest bardzo stary, gdzie nawet przekładnie (zębatki) ma z drewna.
Kiedyś, jak młóciło się cepem, to zboże odsiewało się na rzeszocie (duże sito) nabierało się na sito zboża i stając w przeciągu stodoły podrzucało do góry, wiatr zabierał plewy a czyste zboże opadało na rzeszoto. Cep, rzeszoto i nawet żarna posiadamy w naszych zbiorach.
Rąk do pracy brakowało, więc były umowy PGR-u z zakładami pracy we Wrocławiu (np. PAFAWAG) i Służbą Więzienną, skąd nadchodziła pomoc, byli to często ludzie wychowani na roli, więc na robocie się znali. Do zbierania ręcznego kolb kukurydzy też byli zatrudniani więźniowie, czasem na polu już przyprószonym śniegiem.
Zakłady w zamian uzyskiwały ziemniaki na zimę dla swoich pracowników.
Hasło „KAŻDY KŁOS NA WAGĘ ZŁOTA” było bardzo na czasie. Po ustawieniu w rzędy snopków dostałem konia i grabiarkę i tym zbierałem resztki zagubionych kłosów.
Po wyschnięciu snopki ładowano na drabiniaste wozy wyścielone płachtą (by nie pogubić ziarna) i wieziono do stodół, które szybko się zapełniały. Praca w upale pod dachem stodoły, w kurzu, nie należała do łatwych, tam też pracowali silni mężczyźni. Po zapełnianiu stodół na polach ustawiano sterty, tu układaniem stert zajmowały się również kobiety, mężczyźni podawali snopki. Nie wszyscy potrafili prowadzić tę pracę, sterta nie mogła zamoknąć. Górna warstwa, jak strzecha na domu krytym słomą odprowadzała wodę.
Ojciec w książce „PIERWSZE LATA NA ZIEMIACH ZACHODNICH” wspomina pierwsze powojenne żniwa na Górnym Śląsku:
„…Opuszczony przez jednostkę sowiecką majątek Paczynę zabezpieczyłem (…) zorganizowałem tam sprzęt pięknej pszenicy. Snopowiązałka i sznurek były, ale koni nie mieliśmy. U jednego uchowała się para. Z niemałym trudem, wspólnie z Lachem namówiliśmy go. Przyjechał z końmi i sam kosił. Płaciliśmy mu snopkami pszenicy. Snopki leżały na polu, ale do ich zwiezienia siły nie było.
Wówczas w Toszku znajdowało się więzienie zapełnione enesdeapowcami . Udałem się do komendanta i tak „na gębę”, ale po rosyjsku „dogoworylis”. Od następnego dnia on dawał swoich więźniów (przeważnie grubasów) z obstawą. Zrobiliśmy z nich krąg, każdy brał jeden lub dwa snopki i szedł do sterty. Stertę budowali fachowi robotnicy, przeważnie kobiety z majątku Paczyna i Paczynka. (…) … mężczyzn nie było. Jednych zabrali przy ewakuacji Niemcy, drugich Sowieci. W dwa dni pojawiły się prawidłowo ustawione dwie sterty.”
Tu był wyznaczony prowadzący tę pracę pracownik. Od tego zależało, czy sterta nie zamoknie przez kilka miesięcy do omłotów. Omłoty wykonywało się już po zasiewach i zbiorach płodów jak ziemniaki i buraki. Zamoknięta sterta zboża czy siano mogło ulec samozapaleniu. Fermentacja, temperatura, zapłon. Pojawienie się kombajnów znacznie ułatwiło wszelkie prace, mniej było potrzebnych aktywnych pracowników.
W czasie żniw nie można było zapomnieć o uprawach buraków i ziemniaków, które wymagały wielkiego nakładu prac ręcznych. Tu zatrudniane były sezonowo często młode kobiety ze wschodnich regionów Polski, gdzie pracy we wsi nie było. Zakwaterowane były na miejscu od wiosny do jesieni, była tu też dla nich stołówka. W niedzielę wyszykowane dziewczęta przychodziły pod pałac i na deskach odbywały się tańce. Muzyka z gramofonu na świetlicy płynęła przez wzmacniacz z głośnika zawieszonego na drzewie. Bywało udało się przywieźć akordeonistę z odległej wsi. Wiele tych młodych kobiet pochodziło z biednych regionów, więc zawierały związki z miejscowymi chłopakami i tworzyli nowe rodziny. PGR-y zapewniały jakieś skromne mieszkania, nie wszędzie były łazienki toalety wewnątrz. Łazienki i toalety pojawiły się z czasem przy przebudowach i remontach.
Obecnie traktory wielkiej mocy ciągną ogromne przyczepy, wieloskibowe pługi, szerokie opryskiwacze, rozrzutniki nawozów i inny osprzęt. Kombajny są do różnych rodzajów prac, jak zbiór zboża, kukurydzy, ziemniaków, czy buraków cukrowych. Pracę ręczną zastąpiły maszyny i chemia. Zboża nie wylegają, mają krótszą słomę pryskane chlorkiem chlorocholiny (ojciec przed wielu laty zrobił na tym pracę dyplomową).
Pryskany rzepak się mniej wysypuje i jednocześnie dojrzewa równomiernie za przyczyną chemii, już są sygnały, że chemia nie zawsze wychodzi nam na zdrowie.
autor: Stanisław Cały