W powojennej gazecie znalazłem kopię takiego obrazu, gdzie wiernie odtwarzane są sylwetki pracowników PGR i naszły mnie refleksje. Ja tu rozpoznaję poszczególne zawody i funkcje.
Na skraju lewej części obrazu widzimy kawałek snopowiązałki, którą zapewne do naprawy kowalowi podstawili. Tu pokazuję, jak wyglądała snopowiązałka w działaniu w czasie żniw, na polach PGR-u.
Od lewej strony obrazu widzimy kowala przed kuźnią. Kowal zajmował się nie tylko podkuwaniem koni, ale też wykonywaniem metalowych części do drewnianych wozów, jak też we współpracy ze stelmachem nabijał metalowe obręcze na drewniane koła na granitowym stanowisku z otworem na piastę. Sztuką było połączyć końce płaskownika bez spawarki, by powstała obręcz. Pomocnik kowala pomagał naprawiać maszyny, jak też musiał pilnować ognia, podsycając powietrzem z ręcznego miecha. Oryginalny 150-letni miech znajduje się w Regionalnej Izbie Pamięci w Kątach Wrocławskich w prezentowanej kuźni z bogatym wyposażeniem. Chyba jest jeszcze na gwarancji, bo działa. W zasobach RIP znajduje się też dyplom z 1924 roku potwierdzający wyzwolenie na kowala. Na końcu znajduje się wpis komisji „niniejszym został z nauki wyzwolony”.
Kolejna osoba to traktorzystka – mechanik. Była w tym czasie słynna ogólnopolska akcja „kobiety na traktory”. Po wojnie brakowało mężczyzn do technicznych zawodów, więc robiono szybkie kursy i w miarę dostępnych traktorów zasiadały na nich kobiety. Niestety, ze względów zdrowotnych i fizycznych, kobiety nie wytrzymywały ciężkiej pracy na trzęsącym się traktorze i akcja ta upadła po wielu problemach.
Poniżej afisz dotyczący tej akcji.
Kolejny od lewej to polowy w butach z cholewami, taką nazwę miał pierwotnie brygadzista, który musiał umieć czytać i pisać. Nie każdego było stać, by zrobić sobie takie buty na obstalunek u szewca. W tym czasie mówiono „poznać pana po cholewach”. U naszego szewca w RIP znajduje się praska do wytłaczania takich cholewek.
Polowy miał obowiązek dzwonić, to znaczy walić młotkiem w wiszący kawał metalu pół godziny przed rozpoczęciem pracy na zbiórkę, gdzie rozdzielano poszczególne prace na dany dzień, miał swój wyjątkowy rytm, gdy ktoś musiał jego zastąpić w dzwonieniu, to wszyscy wiedzieli, że polowego dzisiaj nie ma, nie wszyscy mieli zegarki. Ten rytm, jak podpis, nie był do podrobienia. Dźwięk rozchodził się na całą wieś. Przed wojną były to często niewielkie dzwony, ale metale kolorowe w tym większość dzwonów poszła do przetopienia na cele zbrojeniowe. We Wrocławiu w Hutmenie po wojnie jeszcze trochę różnych wyrobów znaleziono, których nie zdążono przetopić.
Pomiędzy traktorzystką i polowym widać część siewnika do naprawy przez kowala. Sprawny stałby pod wiatą.
W garniturze wiadomo Bolesław Bierut, niezbyt chlubnie zapisany w historii Polski.
Bokiem stoi kierownik PGR-u, coś tłumaczy prezydentowi. Pomiędzy nimi wystaje głowa magazyniera. Za nim pracownica stołówki w białej chustce. Kolejna kobieta to dojarka, w pierwszych latach powojennych jeszcze dojono niezbyt liczne stado ręcznie. Za dojarką stoi zapewne szwajcar, który musiał się znać na hodowli, żywieniu, zapobieganiu chorobom bydła, zacielaniu krów i wielu innych sprawach. Skąd nazwa szwajcar? Przed wojną duże gospodarstwa rolne z nastawieniem na hodowlę często zatrudniały obcokrajowców znających fach. Nazwa ta po wojnie z czasem została zastąpiona – oborowy. Obejmowali tę funkcję ludzie kończący liczne kursy, jak też zaczęli się pojawiać wykształceni zootechnicy. W Rogowie Sobóckim specjalista Niemiec został po wojnie i dalej pracował w tej samej oborze PGR-u.
Jak wyglądała praca w oborze w PGR, opisuje dorosły człowiek, który zapisał się do wieczorowej szkoły podstawowej w Bogdaszowicach, podczas wojny nie miał szans się uczyć. Była taka powszechna akcja, by wszyscy mieli ukończoną podstawówkę.
Zadany był temat opracowania: „opisz swój dzień pracy”:
„Wstaję o godzinie czwartej do obory, odrzucam gnój i zaczynam doić krowy, w pół do szóstej kończę, a potem zaczynam futrować krowy. A potem przerwa, idę na śniadanie. Po śniadaniu się czyści krowy i potem przerwa do jedenastej i o jedenastej doi się krowy do pierwszej, a potem przerwa do trzeciej i o trzeciej się futruje krowy, a potem o piątej się doi krowy”.
Futruje krowy – z niem. füttern – karmić (m.in. zwierzęta gospodarskie)
Ostatnim rozpoznanym jest księgowy – kalkulator, wyliczał dzienne zarobki, różne prace były inaczej wyceniane. Dane podawał polowy.
W pierwszych latach powojennych pracownicy PGR, którzy mieli warunki do trzymania krowy, mieli swoje mleko, zielonkę i słomę, którą wiadomo podbierało się z gospodarstwa, kosiło się dookoła w rowach. Na większym ogrodzie czy działce pracowniczej sadziło się buraki pastewne na zimową paszę. Krowy z PGR-u i te pracowników chodziły latem wspólnie na pastwisko, zawsze każda wiedziała, gdzie ma wrócić. Z czasem zabroniono hodowli krów, wolno było świnie i drób. Obory PGR-u zaczynały być już liczne i pracownicy otrzymywali deputat mleka, zależny od liczby członków rodziny.
Refleksjami podzielił się Stanisław Cały, Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Kąckiej
Wiele z wymienionych w tekście urządzeń można zobaczyć w Regionalnej Izbie Pamięci w Kątach Wrocławskich, na stałej wystawie „Wspólne dziedzictwo. Od Kanth do Kątów Wrocławskich”.