„4 września 1939. Czwarty dzień wojny. Wojna… Straszne słowo… (…) Spadła na nas mimo, że gotowała się już od roku, niespodziewanie. Nie znaczy to, że znalazła nas nieprzygotowanych, ale do ostatniej chwili w wojnę nie wierzyliśmy. Nie wierzyliśmy, że Hitler mógł się na coś podobnego poważyć. No, ale rozpoczął, widocznie ma prócz swoich osiemdziesięciu milionów Niemców jeszcze i jakieś inne atuty w swym ręku, na które liczy. Ale u nas, we Lwowie, panuje powszechne przekonanie, że się przeliczył. Szalony entuzjazm ogarnął spokojnych Lwowian na wieść o wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Anglię i Francję. Ale Anglia i Francja swoją drogą, a my swoją; tu na wschodnim froncie nam nikt nie pomoże. Musimy go sami wykończyć. I wykończymy Hitlera.” – tak napisał w pamiętniku dziewiętnastoletni wtedy Feliks Cały, obecnie mieszkaniec podwrocławskich Gniechowic, jeden z ostatnich harcerzy biorących udział w drugiej obronie Lwowa. Dzięki wspomnieniom Całego i jego towarzyszy, historia działań 1 Ochotniczej Kompanii Harcerskiej im. Orląt Lwowskich została przypomniana na nowo. Podobnie jak początki kształtowania się harcerstwa na ziemiach polskich, którego przejawem było m.in. powstanie Pierwszej Lwowskiej Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki. To tutaj, mieszkaniec Gniechowic zaczynał swoją przygodę z harcerstwem.
Ta pani wi…
Pomimo swoich 90 lat, Feliks Cały doskonale pamięta początek wojny. – W lecie 1939 uczestniczyłem w obozie przysposobienia wojskowego. Po maturze chciałem iść na Politechnikę, ale zastała mnie wojna – opowiada. – Zgłosiłem się do Komendy Chorągwi ZHP, włączono mnie do Pogotowia Harcerskiego.
Kiedy 4 września wracał z Komendy Chorągwi, zaskoczył go alarm lotniczy. – Schowałem się do bunkra w piwnicy – wspomina. – Jakaś pani wspomniała, że Częstochowa została zajęta przez Niemców. Na to odezwała się obok siedząca przekupka: ta pani wi, to jeżeli to prawda, to oni już całkiem na amen muszą przegrać. Czemu? – pyta tamta. Ta co, nie czytała pani „Potopu”? To pani nie wi, że jak Szwedy raz na naszą Jasnogórską podnieśli ręce, to im potem takiego łupnia dali, że do domu uciekać nie mogli.
5 września, Feliks Cały został włączony do I drużyny, 1 plutonu Ochotniczej Harcerskiej Kompanii Strzeleckiej, sformowanej przez hm. por. Zbigniewa Czekańskiego. Kompania weszła w skład II ochotniczego Batalionu pod dowództwem majora Majewskiego, a batalion był częścią Brygady Obrony Lwowa dowodzonej przez ppłk. Dypl. Greffnera. Harcerze zostali skoszarowani w szkole Marii Magdaleny, skąd byli wysyłani na patrole zwiadowcze i likwidację ukraińskich punktów dywersyjnych.
Z wrogiem twarzą w twarz
Pierwsze dni wojny, młodzi harcerze spędzali na kopaniu rowów przeciwlotniczych przy gmachu Politechniki i na ćwiczeniach terenowych przeprowadzonych przez Zbigniewa Czekańskiego. Wtedy też, Feliks Cały pierwszy raz bezpośrednio zetknął się z wojennym okrucieństwem. – Jednego dnia, gdy porucznik Czekański przeprowadzał z nami zajęcia teoretyczne na temat taktyki walk w kampanii, szkoła została ostrzelana przez artylerię niemiecką. Znajdowaliśmy się w sali gimnastycznej – wspomina. – Zabity został wtedy nasz najmłodszy żołnierz siedzący na parapecie okna i drugi stojący na warcie w drzwiach. W tym czasie wodociągi lwowskie były już nieczynne i kobiety z okolicznych domów brały wodę ze studni mieszczącej się obok szkoły. Wybuchające pociski artyleryjskie zabiły kilka kobiet stojących w kolejce po wodę i poraniły wiele innych. Jednej, której pocisk urwał nogę w kolanie, udzieliłem pierwszej pomocy.
Harcerze przez kilkanaście dni bronili ukochanego Lwowa. – Przyszedł jednak ten fatalny dzień 22 września 1939 roku, kiedy Lwów został poddany sowietom – wzdycha Cały. – Porucznik Czekański zebrał kompanię na dziedzińcu Biblioteki Politechniki i oznajmił o kapitulacji. Powiedział, że rozwiązuje jednostkę. Mamy się przebrać po cywilnemu i nie dać wziąć do niewoli. Kto chce, może się przedzierać do Rumunii. Akta kancelaryjne zostały spalone. Był to szok ogromny.
Walka o przetrwanie… i pamięć
Idąc ulicą Sapiehy, naprzeciwko gmachu głównego Politechniki, Feliks Cały był świadkiem wkroczenia oddziałów sowieckich. – Jechali konno, a przed nimi dwaj cywile na koniach z czerwonymi opaskami krzyczeli na zmianę po polsku i ukraińsku „zamykać okna, bo strzelamy” – mówi. – Nastały ciężkie czasy okupacji. Trzeba się było jednak otrząsnąć i już w listopadzie 1939 tworzyliśmy grupy oporu. Historia lat wojennych to ciągła walka o przetrwanie, tylko okupant się zmieniał.
Po wojnie, mając już własna rodzinę, Feliks Cały musiał pomyśleć o uzupełnieniu wykształcenia. Ukończył Wyższą Szkołę Rolniczą, potem zrobił magisterkę i doktorat. Powojenne losy rzuciły go ostatecznie na ziemię dolnośląską do gminy Kąty Wrocławskie, gdzie od 1949 roku pracował w PGR-ach na różnych stanowiskach. Zdarzyło mu się jednak pracować także w Maroku, w tamtejszym Ministerstwie Rolnictwa, jako ekspert do spraw buraka cukrowego.
Od 1982 roku jest na emeryturze. Wolny czas zaczął wykorzystywać na poszukiwanie żyjących jeszcze kolegów, harcerzy ze Lwowa. Razem stworzyli Krąg byłych Obrońców Lwowa i od początku lat 90-tych zaczęli spotykać się w różnych miejscach w Polsce.
– Na spotkaniach opowiadane były historie ludzi, którzy przeszli przez lagry sowieckie, wielu walczyło dalej w kraju i na zachodzie. Wielu po wojnie zajmowało ważne funkcje i stanowiska w kraju. Wspominaliśmy też tych, którzy odeszli na wieczną wartę – mówi Feliks Cały. – Niestety z każdym rokiem na zjazdy stawiało się coraz mniej harcerzy. Obecnie pozostało nas zaledwie kilku. Kontaktujemy się już tylko listownie i telefonicznie.
Dzięki pomocy Komendy Chorągwi Dolnośląskiej ZHP, w latach 1992 – 1994 wydano w kilku tomach zebrane przez Krąg byłych Obrońców Lwowa wspomnienia 1 Ochotniczej Kompanii Harcerskiej im. Orląt Lwowskich, dowodzonej przez hm por. Czekańskiego. Kolejne wspomnienia ukazały się w 2002 roku, a zebrane materiały dotyczące Kompanii zostały przekazane do muzeum we Wrocławiu. Na tym jednak historia się nie kończy, gdyż Feliks Cały nie przestaje pisać…