- rocznica zbrodni wołyńskiej nakazuje nam przypomnieć skąd i w jakich okolicznościach znaleźliśmy się na terenach Ziem Zachodnich. Pierwsi mieszkańcy powiatu wrocławskiego, gminy Kąty Wrocławskie wywodzą się najczęściej z Kresów – z województwa tarnopolskiego i lwowskiego.
Rzeź Polaków wschodnio-małopolskich na masową skalę rozpoczęła OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów) już w lecie 1943 roku rękami członków UNS (Ukraińska Narodowa Samoobrona ) i jeszcze do roku 1951 mordowani byli Polacy przez niedobitków UPA (Ukraińska Powstańcza Armia), z którymi walczyło wojsko polskie.
Kurenie szkoleniowe OUN powstawały już wiosną 1943 roku, za zgodą i pomocą Waffen SS, które dostarczało uzbrojenia licząc na pomoc Ukraińców w zwalczaniu narastającego polskiego ruchu podziemnego.
Hasłem Ukraińców była „walka o samostijną Ukrainę”. W straszliwych męczarniach ginęli Polacy mordowani nocą przez sąsiadów-Ukraińców siekierami, nożami, widłami, a nawet piłami, ich lichy dobytek był rabowany, a zabudowania palone.
Młodych Polaków do walki nie było wielu, jednych Sowieci zesłali wcześniej na „Sibir”, innych Niemcy wywieźli na roboty w głąb Niemiec.
Nie było na co czekać, z jednej strony bestialskie mordy, grabieże i palenie domostw przez Ukraińców, z drugiej 27 lipca 1944 roku podpisane w Moskwie przez Edwarda Osóbkę-Morawskiego porozumienie pomiędzy PKWN, a rządem ZSRR o zrzeczeniu się terytorium Kresów Wschodnich i ustaleniu nowej granicy według tzw. Linii Curzona. Tekst tego porozumienia do 1967 r. nie był upubliczniony.
Wybór był prosty: zostając, stajesz się obywatelem ZSRR, wyjeżdżając w nieznane, będziesz dalej Polakiem. Zakwalifikowanych do przesiedlenia było prawie dwa miliony ludzi, którzy ruszyli w daleką podróż ze skromnym dobytkiem. Rozpoczęła się wielka akcja przesiedleńcza z Kresów ludności polskiej na tzw. Ziemie Zachodnie.
W sierpniu 1945 roku liczne transporty z Kresów docierały na stację miasta (niem. Bracke, Brockau), obecnie dzielnicy Wrocławia – Brochowa, ważnego węzła kolejowego, gdzie latem 1945 roku znajdowało się około piętnastu tysięcy przesiedleńców w oczekiwaniu na docelowy transport do przydzielonych wsi.
Tu należy wspomnieć, o tym że wagony nie wracały puste na Ukrainę, ładowano wszelkie towary, zboże, maszyny z fabryk i elektrowni oraz inny dobytek. Tak wywieziono 800 ton mączki ziemniaczanej z Kątów Wrocławskich, czy cukier z Pustkowa Żurawskiego. Wyszabrowane zakłady przekazywano Polakom. Bydło z zajmowanych terenów pędzono przez Słowację na Ukrainę.
Folwark w Gniechowicach przejęły wojska radzieckie już w połowie lutego 1945 roku, gdy zacieśniały pętlę wokół twierdzy „Festung Breslau”. Eksploatowali przez pierwsze lata powojenne przy pomocy fachowych pracowników pochodzenia niemieckiego, którzy tu zatrudnieni mieli szczególne prawa (inny kolor dokumentów) i jako ostatni byli zakwalifikowani na wyjazd do Niemiec. Byli to fachowcy, którzy znali gospodarstwo, ziemię i potrafili obsługiwać różne maszyny np. lokomobile (maszyny parowe), które przejeżdżając przez wieś na pola wzbudzały zachwyt u dzieci. Dwie lokomobile ustawione na krańcach pola ciągnęły na linie ciężki pług pomiędzy sobą. Lokomobila mogła też napędzać młockarnię poprzez pas transmisyjny przy omłocie zboża ze sterty w polu. Widziałem takie młocki w Kębłowicach i Rogowie Sobóckim. Wiadomo, zboże wywożono na wschód…
Jednym z przybyłych w sierpniu 1945 roku transportem w towarowych wagonach ze wsi Grzymałów powiat Skałat, woj. tarnopolskie na stację (niem. Bracke, Brockau) Brochów był pięcioletni wówczas Kazimierz Nawrocki z matką i rodzeństwem, którzy zamieszkali we wsi Altenrode (od 12 listopada 1946 r. nazywanej Gniechowice). Wkrótce umiera starsza dziesięcioletnia siostra, w okresie tym polska opieka medyczna dopiero się organizowała.
Przez pierwsze lata mieszkali jeszcze z rodziną niemiecką. Ojciec późno zdemobilizowany z wojska, po wojnie długo szukał rodziny i dołączył do niej dopiero po kilku miesiącach.
Wspomina Kazimierz Nawrocki:
Ojciec był pierwszym komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej w Gniechowicach. Kiedyś przejeżdżał rosyjski samochód z żołnierzami, nie wyrobili na ostrym zakręcie. Trafiając w wiekowego kasztana, samochód zaczął się palić, dwóch pijanych żołnierzy uciekło z bronią do lasu pozostawiając rannego kolegę z otwartym złamaniem w szoferce. Ojciec Kazimierza był w pobliskiej remizie i widząc to wyciągnął rannego na bezpieczną odległość od palącego się auta. Nadjechał oficer, zajął się rannym, a za zbiegłymi żołnierzami z bronią posłał grupę pościgową. Jednego z uciekinierów przyniesiono postrzelonego w pałatce.
Zapamiętał też Kazimierz ściąganie dzwonów przez strażaków z dziś nieistniejącego kościoła ewangelickiego, który przetrwał wojnę w dobrym stanie, ale trzeba go było wyburzyć – takie były czasy… Dzwony przeniesiono do obecnie funkcjonującego kościoła katolickiego. Do wieży przyczepiono linę i ciągnik gąsienicowy Staliniec dokonał dzieła zniszczenia. Ja sam pamiętam jeszcze stojące mury kościoła w początku lat pięćdziesiątych bez dachu i wieży. Obecnie stoi tam od wielu lat pawilon sklepowy.
Na posesjach we wsi znajdowały się mogiły z czasów wojny, gmina na początku lat pięćdziesiątych zarządziła, by każdy właściciel terenu wykopał zwłoki i dostarczył w worku przed remizę, gdzie stoi do dzisiaj pomnik ku chwale Armii Radzieckiej. Na ich posesji były grób pochowanych w brezentowym worku.
Jako dziecko Kazimierz interesował się z innymi kolegami kolejką, była prawdziwa kolejka – wąskotorowa i przewoziła buraki z rampy w przysiółku Gniewoszów do cukrowni w Pustkowie Żurawskim. Cukrowni, kolejki wąskotorowej i miejscowości Gniewoszów już nie ma, kolumn transportowych wojsk radzieckich poruszających się przez Gniechowice po zmroku też. Po kościele ewangelickim nie pozostawiono śladu, pozostał jedynie na starych widokówkach. Była też poczta funkcjonująca od czasów wojny w budynku dawnej karczmy, poczty już od kilku lat nie ma, zabytkowy budynek pozostał. Druga karczma działająca jeszcze po wojnie też już nie istnieje. Zabytkowy pałac był w świetnej formie i służył społeczności miejscowego PGR jest obecnie od wielu lat w stanie porzuconego remontu. Ze spichlerza postały jedynie piwnice.
Pozostała tablica na adaptowanym i przerobionym przez Rosjan niemieckim pomniku z napisem:
„Вечная слава героям
павшим вбоях
за честь и независимость
Советской Родины.”
„Wieczna chwała bohaterom
poległym w bojach
za honor i niepodległość
sowieckiej ojczyzny.”
Ile czasu postoi ten pomnik – jeszcze nie wiadomo, są jakieś głosy za likwidacją.
Po latach, będąc na Ukrainie, chciałem zobaczyć mogiły przodków, więc siostrzenica mojej mamy zaprowadziła mnie na cmentarz. Idąc wskazała z daleka: tam są mogiły Polaków pomordowanych pod koniec wojny w straszliwy sposób przez Ukraińców. Chciałem podejść, nie pozwoliła. Nie chciała, by ktoś widział, że pokazuje. Wracając z cmentarza po cichu powiedziała: naprzeciw idzie człowiek, który odsiedział w więzieniu radzieckim 6 lat za mordowanie Polaków. Tylko nieliczni doczekali się wyroków.
Nie pozwólmy by nekropolie i pomniki stojące w naszym regionie również były omijane z daleka…
Stanisław Cały
Permalink
UKRAIŃSKIE LUDOBÓJSTWO NA POLAKACH OD 1939 – 1947 R. ”NIGDY NICZEGO TAKIEGO NIE WIDZIAŁEM”. MORD I POŻOGA WE WSI BUCYKI, GM. GRZYMAŁÓW, POW. SKAŁAT, WOJ. TARNOPOLSKIE.
https://martyrologiawsipolskich.pl/mws/zbiory/multimedia/relacje-swiadkow/54214,quotNigdy-niczego-takiego-nie-widzialamquot-Mord-i-pozoga-we-wsi-Bucyki-gm-Grzym.html
RODZINY NAWROCKI, GÓRCZYŃSKI mieszkali dokładnie wieś Bucyki i Łeżanówka, 3 km do miasta Grzymałów. Do 1939 r. jako układało się z Ukraińca, ale jak wkroczyły ZSRR, to Ukraińcy zawładnęły całą władzę w swoje ręce, Polacy nie mieli nigdzie prawa. Ukraińcy razem z ZSRR zlikwidowały hrabiego, zabrały jego cały dobytek i podzieliły się pomiędzy siebie. Moi rodzice mieli 12 mórg ziemi, nie mieli prawa zabić świniaka, tylko i wszystko na sprzedaż. Mój dziadek z sąsiadem zrobiły żarna, żeby zrobić mąki choć na placki, to Ukraiński sołtyś się dowiedział, przyszedł z policjantem i te żarna połamały, a jak zabiło się po kryjomu świniaka, to policja przyszła i zabrała kawałki mięsa. Ale to jeszcze nic. Jak Niemcy odbiły ZSRR w czerwca 1941 r. to Ukraińcy zaczęły gorzej wariować, zaczęły organizować strzelcy – to ich nazywali Sicz. Wtedy zaczęło się piekło. Razem z Niemcami strzelały Żydów, albo żywcem rzucały ich do dołów i zasypywały ziemią. W pobliskiej Łeżanówce już w nocy z 5 na 6 lipca 1941 r. zamordowano 18 Polaków, i też wsi Łeżanówka w nocy 6 na 7 lipca 1941 r. zamordowali 4 osoby rodziny Polaków. A nocami zaczęły napadać na polskie rodziny i mordować, Polacy bały się swojej cieni. Wtedy co wieczór zostawiali swój dobytek i uciekali do miasteczka Grzymałów, i tam gdzie kto mógł, to nocował, bo tam było większe skupisko Polaków, a rano z powrotem do domu Bucyki i Łeżanówka. Za to biegle znał się na rachunkach, żaden Żyd w Grzymałowie nie potrafił go oszukać. Przed II wojną światową w Grzymałowie mieszkało 1550 Żydów, w połowie 1941 r. 2200. 6 lipca 1941 r. rozpoczyna się okupacja niemiecka, następnie powstaje Judenrat, czyli Żydowska Rada Starszych. Dla Żydów rola, jaką przywódcy odegrali w unicestwienie własnego naradu, Stanowi niewątpliwa najczarniejszy rozdziały całej tej ponurej historii. 1943 r. we wsi Łeżanówka zamordowali 6 – osobowa rodzinę Polską , w tym 4 dzieci. 16.01.1944 r. we wsi Łeżanówka zamordowano 10 osób. 8.02.1944 r. we wsi Bucyki zabito jednego Polaka; w Grzymałowie 3 mężczyzn i kobietę. I tak to trwało jakiś czas, ale naszym sąsiadom ta tułaczka się uprzykrzyła, zaczęły nocować w domu. Ale to nie trwało długo. Jednego ranka my wracali z nocki do domu, zauważyli, że u nich otwarte drzwi. Poszła zobaczyć, co one tak rano pootwierali, a ta rodzina cała leżała na podłodze pomordowana. Zobaczyła, że tu ucho leży, tam kawałek ciała leży, oczy wykłute, a dziewczyna 17 – letnia miała obcięte piersi. Tak się zlękła, bo nigdy niczego takiego nie widziałem. Dostał nerwicy, to jak się zbliżał wieczór, to mną trzęsło jak febra i tak to trwało, aż wyjechali na zachód. W nocy z 1 na 2 maja 1945 r. we wsi Bucyki banderowcy zamordowali Polską rodziną licząca, co najmniej 3 osoby. Ale to jeszcze było im mało. Jak zwykłe poszli na noc do miasteczka Grzymałów. W nocy z 2 na 3 maja 1945 r. zobaczyli łuny , nasza wioska cała w płomieniach, nikt nie ratował, rano zastali tylko zgliszcza. Bojówka OUN spaliły 100 budynków, samoobrona odparła atak, zginął 1 Polak a 6 zostało rannych i poparzonych i w Łeżanówce – zabito jednego Polaka. Jak Niemcy zaczęły uciekać, przyszły z powrotem ZSRR i zaczęły mobilizować do wojska wszystkich mężczyzn. Poszedł i mój dziadek Władysław Nawrocki. A morderstwa dalej się trafiały, ale już mniej. I ZSRR dały do wiadomości, że Polacy mogą się pisać i wyjeżdżać na zachód, bo to ziemia Ukraińska. I dziadek Władysław Nawrocki napisał to samo. żeby zostawiać wszystko i uciekać z duszą, on na nas czeka, bo do domu bał się jechał. Co nam można było zabrać ? Dały nam jeden wagon, tak zwana loru, bez dachu, na pięć rodzin (prababcia Julia Górczyńska, córka babcia Maria Nawrocka, dziadek Władysław Nawrocki, syn ojciec Zygmunt Nawrocki i syn wujek Antoni Nawrocki, i rodziny babcia siostra Agnieszka Popów z mężem i 3 dzieci i też wszystkie rodziny, to były reszta. Co się nie spaliło, to zostało. Że to Polacy wymordowali bezbronnych Ukraińskich. Ukraińcy spalili połowę wsi. Mój rodziny nie chciały zostać we wsi Bucyki i Łeżanówka. Postanowiła pojechać do Wyszęcic, do Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, żeby wyrobić dla nas przepustkę na przesiedlenie za Bug. Do nowej Polski. Gdzie dołączyły do kolejowego transportu ludowego Wojska Polskiego jadącego na zachód. Gdzie rzuci nas los? Co nas czeka? Jak sobie poradzimy? Czy uda się wszystko rozpocząć od nowa? Do nowego życia. Nie ma co, ładnie się zaczęło, który szczęśliwie przeżył wojenną zawieruchę. Ukraińscy nacjonaliści atakowali sąsiednie osady. Wkrótce zaczęły się pierwsze mordy na Polakach dokonane przez Ukraińskie nacjonalistów. Z Bucyki, Łeżanówka i Grzymałów wyjechali 7 czerwca 1946 r., zajechali do Wyszęcic 10 lipca 1946 r. ). Nie wiem co by było dalej tak nas wszy przysiadły, że nie można było wszystkich powyrzucać, tak było ich dużo. Dojechali do Wyszęcic, to nasze żołnierze już czekały, bo dowiedziały się, że nasz transport tam skierowany. Karta Ewakuacyjna 20 marca 1946 r. 7 czerwca 1946 r. z Bucyki wyjechali 17 czerwca 1946 r. do Elbąga. 28 czerwca 1946 r. z Elbąga do Krzelowa ( Już do Rawicza 6 lipca 1946 r.). Zameldowano na stałe w Wyszecice gm. Krzelów 10 lipca 1946 r. ( Wołów dnia 24 czerwca 1946 r. Zaświadczenie. Powiatowy Oddział P.U.R.W. w Wołowie stwierdza , że Ob. Rojszla Stanisław i mój dziadek Nawrocki Władysław są osiedleni w łut. powiecie we wsi Wyszkowice ( nowe Wyszęcice ), gmina Chrzelów ( nowe Krzelów ) . Niniejsze zaświadczenie wydaje się wymienionym celem ułatwienia sprowadzenia rodzin przybyłych transportem do Elbąga. Spis rzeczy przewiezionych przez Obywatela Nawrockiego Władysława z Województwa Tarnopolskiego z miejscowości Grzymałowa, który przybył transportem z Grzymałowa do Elbąga dnia 16 czerwca 1946 r.). I inne ludzie z Bucyki wyjechali 1 pażdziernika 1945 r., zajechali do Żmigrodu 1 listopada 1945 r. Po drodze transport miał długie postoje, nawet 4 albo 5 dnia. Tak okropne przez Ukraińską ludobójstwa na Polaków.